• 06

    07 2015

  • Pracoholicy, jedźcie na urlop!

Prawie 60 proc. przedsiębiorców pracuje ponad normę. A pracownicy, nawet wysokiego szczebla, traktują urlop jako „czas wyrwany firmie z gardła”. Biznes i kariera ponoć wymagają stuprocentowego zaangażowania. Na pewno…?

Czas wakacji to czas, w którym ludzie szczęśliwi i nieszczęśliwi, młodzi, starzy, bogaci i biedni mogą odpocząć. Zawsze jednak w tym czasie dopada mnie myśl: „A może jednak nie pojadę?”. Dziwne, bo przecież każdy normalny człowiek lubi odpoczywać i wie, że jest to niezbędne do prawidłowego funkcjonowania. Od 16 lat jeżdżę na urlop, ale na wakacjach tak naprawdę bywam bardzo rzadko.

Według statystyk, szef spędza w pracy tygodniowo sześć godzin więcej niż jego pracownicy. Prawie 60 proc. przedsiębiorców pracuje ponad normę. Własny biznes wymaga stuprocentowego zaangażowania, ponieważ to szef czy zarząd ostatecznie za wszystko odpowiadają, ale czy aby na pewno jest to dobra droga?

Richard Branson, szef Virgin Group, dał swoim ludziom prawo do nielimitowanego urlopu pod warunkiem, że nie ucierpią na tym projekty, w których oni uczestniczą. Według mnie jest to świetne narzędzie do ekstrakcji ze sfery myśli do sfery ciała odpowiedzialności za biznes w czystej formie. Co więcej, pozwala ono również pobudzić ową świadomość nawet u ludzi, którzy w hierarchii firmy nie stoją wysoko. Przecież nie każdy jest dyrektorem czy prezesem, ale prawie każdy bierze udział w jakimś projekcie i posiada jakiś zakres odpowiedzialności, który przejawia się nie we wpisywaniu się na listę obecności, ale w konkretnych zadaniach, które trzeba wykonać.

W ostatnich dniach natknąłem się na kilka wywiadów z ludźmi należącymi do Top 100 menedżerów w skali świata. Zdanie kilku z nich dało mi bardzo do myślenia w kwestii podejścia do sprawy urlopu, nawet w odniesieniu do mnie samego. Mógłbym nawet postawić taką tezę, że: „Jeżeli pracownik wyższego szczebla (manager, dyrektor) nie może sobie pozwolić na 2 tygodnie ciągłego urlopu minimum raz w roku, a najlepiej 2 razy w roku, to należy mu się od szefa poważne ostrzeżenie, a jeżeli nadal nie będzie w stanie tego zmienić, to szef powinien zastanowić się nad wymianą takiego pracownika.”

Oczywiście, stanowisko kierownicze warunkuje duże wyższe zarobki, ale chcąc być należycie wynagradzanym, trzeba mieć czasem na tyle odwagi żeby powiedzieć sobie, że urlop jest elementem koniecznym mojej skuteczności w pracy i jedynym momentem kiedy mogę spokojnie pomyśleć nie tylko o przyszłości firmy, ale też o swojej przyszłości: o tym jaki jestem, jak się zmieniłem, czego mi jeszcze brakuje. Każdy powinien znaleźć czas, aby wcisnąć przysłowiowe „F5” i zrobić sobie „refresh”, bo jak to powiedział kiedyś J.W. von Goethe: „Myślenie jest ważniejsze niż wiedza, ale nie ważniejsze niż obserwacja.”

W kwestii korzystania z urlopu wiele w każdej firmie zależy od kultury pracy i samego podejścia do sprawy wypoczynku. W większości przypadków jest niestety tak, że pracownicy, nawet wysokiego szczebla, traktują urlop jako „czas wyrwany firmie z gardła”. Czas, który nam się nie należy, i o który trzeba w jakiś nadzwyczajny sposób zabiegać. Są jednak takie firmy i tacy szefowie, którzy już dawno zrozumieli, że wynagrodzenie nie należy się pracownikowi „za obecność”, ale za skuteczność.

Dlaczego? Jest kilka powodów. Po pierwsze, jeżeli dyrektor czy menedżer nie jest w stanie wyjechać na 2 tygodnie na urlop i zostawić firmę w spokoju to znaczy, że nie umie delegować uprawnień ani obowiązków na niższe szczeble, przez co możemy zacząć wątpić w to czy naprawdę umie być dyrektorem. Może być też tak, że zajmuje się sprawami operacyjnymi (codziennymi) firmy do tego stopnia, że przestał być dyrektorem, a stał się zwykłym pracownikiem biurowym.

Tragedią jest gdy okaże się, że jest niezastąpiony i nie chce być zastąpiony przez co naraża firmę na ogromne ryzyko. Nie chce znaleźć czasu na swobodne myślenie o przyszłości i strategii, na co nigdy nie ma czasu podczas normalnego tygodnia pracy. Nie chce znaleźć czasu na refleksję i faktyczne sprawdzenie tego jak funkcjonuje jego zespół bez niego, co również jest bardzo ryzykowne, bo w momencie zmiany dyrektora następuje taki kwartał czy pół roku, w którym zespół musi radzić sobie sam.

Ostatecznie może być też tak, że jest on na tyle głupi, że będzie mu się wydawało, że siedząc ciągle w pracy robi dobrze, a faktycznie będzie ciągnął firmę w dół, bo nie będzie widział, że jest wypalony i coraz mniej wydajny, a na pewno nie jest tak kreatywny jak to się wymaga od dyrektora czy menedżera wyższego szczebla.

Jest jednak też druga strona medalu i nie wiem, czy nie ważniejsza niż strona pracownika. To strona szefa. Wyjechać bowiem na urlop to jedno, ale wypocząć na nim – to drugie. W toku moich ostatnich poszukiwań natknąłem się na ogólnoświatową firmę stosującą w pracy kodeks etyczny, który między innymi zawiera fragmenty dotyczące wypoczynku i urlopu pracowników. Możemy tam przeczytać m.in., że pod nieobecność menedżera czy dyrektora nie powinno się organizować zebrań z udziałem jego zespołu, szczególnie przez najwyższe władze firmy, bo jest to lekceważenie i nieoficjalna degradacja, no chyba, że trzeba „gasić pożar”.

Nie powinno wydawać się ocen na jego temat, ani organizować podsumowań pracy jego działu. Najważniejsze jednak jest to, że nie powinno poruszać się z nim w żaden sposób bieżących spraw operacyjnych firmy, bo od tego są jego pracownicy, którzy są na miejscu podczas jego nieobecności i to oni muszą być zdolni do tego żeby wszystko załatwić, a jeżeli nie są, to dyrektor musi dostać „żółtą kartkę”.

Są jednak rzeczy, które można robić z pracownikiem wyższego szczebla na urlopie, a wręcz jest to wskazane, bo buduje relacje, jakich żadne pieniądze ani benefity nie dadzą. Można marzyć, rozmawiać o przyszłości, ładować baterie pozytywną energią poprzez wszystkie możliwe środki komunikacji, a nawet spotkanie osobiste w miejscu, w którym taka osoba wypoczywa.

Tego typu zachowanie buduje bardzo subtelną „biznesową intymność”, nadającą uczestnikom tej relacji pewność, że są we właściwym miejscu i że związali się z właściwymi ludźmi. Szefowie z charyzmą, świadomi tego jak ważna jest motywacja psychiczna i dodająca otuchy zwykła obecność, z pewnością to zrozumieją.

Myślę, że szczególnie zrozumieją to ci, którym bliska maksyma Jacka Welcha, szefa General Electric: „Your job is to touch everyone and get into their soul. Every moment you are in your office, you are useless.”

Źródło – Forbes